- Zbieraj się szybko! Zaraz będzie po nas! - Pociągnęła moje ucho.
Gwałtownie wstałam i zapytałam się o co chodzi. Przyjaciółka mi nie odpowiedziała. Tylko pognała do wyjścia. Zrobiłam to samo.
Wszystko płonęło. Nie było rzek, zostały jedynie wyżłobione koryta. Drzewa opadały jeden po drugim. Nie wiedziałam co zrobić.
W ostatniej chwili zobaczyłam Lea, małą lwiczkę, na którą zaraz spadnie drzewo. Złapałam ją od tyłu i odskoczyłam. Niestety byłam za ciężka, nie zdążyłam. Wypuściłam jeszcze w locie Lea. Pień mnie przygniótł. Ta rozejrzała się nieporadnie.
- Uciekaj! - Krzyknęłam.
Posłuchała. Wszyscy odeszli, tylko ja leżałam bezradnie. Miałam rozgniecione tylne łapy. Nie sposób uciec. Rozpaczliwie ryczałam, nie wzywałam pomocy. Ból był okropny. Chciałam jak najszybciej się stąd wydostać. Próbowałam wysunąć się, ale drzewo przygniatało mi kark. Ogień wypalał mi skórę. Nie mogłam nic zrobić.
***
Wszędzie biało.
Wiedziałam, że jest biało. To jedyne wpadało mi do głowy.
I głos.
Nie zgrabnie podniosłam się z miękkiego podłoża. Jest wilgotno, zauważyłam z niechęcią. Kręciłam się w kółko i rozglądałam na wszystkie strony. Biało.
Tu jestem.
Głos wypełnił całą przestrzeń, dotarł do każdego miejsca. Nie, zaraz. On był w mojej głowie. Zastygłam w miejscu.
- Kim jesteś? - Szepnęłam.
Wszystkim.
- Gdzie jesteś?
Tu.
Rozejrzałam się, temperatura spadła. Okropny chłód przeszedł moje ciało. Przełknęłam ślinę. Postanowiłam zastanowić się czy umarłam. Wszędzie biało. Bez wątpienia. Do tego ten głos.
- Umarłam?
- Tak. - Rozległ się głos nieco wyższy.
Teraz nie mógł być w mojej głowie. Gwałtownie odwróciłam się.
Spojrzałam na lwicę. Miała biało błękitne futro i przenikliwe, różowe oczy. Loss.
- Ale i żyjesz - dodała.
- Nie rozumiem - szepnęłam.
Zauważyłam, że byłam od niej niższa. Westchnęłam, to był ten minus. Byłam niska. Może i dzięki temu poruszałam się o wiele szybciej i zwinniej, to nadal nie pocieszał mnie ten fakt. Za niska.
- Jesteś Heaven. Powróciłaś, nie można stwierdzić czy żyjesz czy jesteś duchem. - Pomachała mi przed twarzą, jakby odganiała muchy.
- A teraz?
Cofnęła łapę.
- Jak ty uważasz?
Nie odpowiedziałam. Chciałabym, żeby to był sen, spojrzałam w dół i skuliłam się. Za chłodno.
Uważaj.
- Na co? - zapytałam. Za późno zdałam sobie sprawę, że to głos.
- Co? - zmarszczyła czoło Loss.
- Słyszysz ten głos?
- Nie. - Wyprostowała się.
Ona kłamie.
- Jak się tu znalazłaś? - Spojrzałam na patronkę Łez.
- Powinnaś to wiedzieć.
Super, wszystko powinnam wiedzieć - pomyślałam.
- Nie wiem.
- W takim razie ja też nie wiem. - Odwróciła się.
Uważaj na nią. Łzy to zdrajcy. Nie ufaj im.
Loss drgnęła. Musiała to słyszeć. Poczułam iż temperatura się wzniosła.
- Nie wierz jej. - Szepnęła Loss.
- Słyszysz to. - Stwierdziłam, bardziej do siebie.
- Tak. - Patronka wzniosła głowę ku niebu - Zostaw ją.
Zdrajczyni, nie patronka. Łzy to zdrajcy. Zapamiętaj. Ostrzegałam cię.
***
Stałam nad Grit. Byłam na dworze. Panowała noc.
- Powtarzam: zostaw mnie! - krzyknęła przerażona.
Trzymałam łapę z wysuniętymi pazurami przed jej pyskiem. Cofnęłam ją.
- Co jest..? - szepnęłam.
Odeszłam od żółtej lwicy. Tamta pognała w ciemnościach, ukradkiem zobaczyłam krew na jej ciele. Przygryzłam wargi, to się źle skończy - pomyślałam.
Pobiegłam za nią, szukając wyjaśnień.