Minęły już trzy dni, odkąd stado Grit, czyli ród Łez, osiedlił się w Głębokiej. Żyliśmy tam w ciasnocie, aż do tego dnia. Dziś mieliśmy czekać na stado, które według naszych sojuszników miało tu przybyć.
- Loss powiedziała, że przybędą - powtarzała na około przywódczyni plemienia Łez.
Szczerze? Nie ufałam jej Była zbyt dominująca. Wiem, wiem. Taki powinien być przywódca; dominujący, stanowczy, odpowiedzialny, odważny i silny. Na razie ona spełniała co najwięcej dwa kryteria według mnie; upór i samolubność. Nie myślała o innych. W ciągu tych kilku dni pokłóciła się z Dark'em o miejsce w Głębokiej. Wyraźnie nie pogodziła się z tym iż jej stado nocuje na tym terenie. Duma nie pozwalała by spała wraz z nami pod jednym dachem, nawet gdyby na dworze szalał wiatr. Dlatego wieczory spędzała na polance, twierdząc, że idzie wypatrywać Podziemnych, plemienia, które ma się z nami zjednoczyć.
- "Zjednoczenie", na razie to ja mam zjednoczoną...
- Vira! - Krzyknęła Daisy.
Przypomniało mi się, że moja przyjaciółka tu jest. Przed chwilą prosiła mnie abym powiedziała co tym wszystkim sądzę. Delikatnie ujmując, trochę się rozgadałam. Siedziałyśmy w jaskini Lavendy.
- Proszę, przypomnij mi co ja tu robię. - Powiedziałam.
Nie chętnie otworzyła buzię, gdy ziemia zagrzmiała. Od razu wybiegłyśmy z jaskini. Gdyby miała się zawalić, lepiej abyśmy nie były w środku.
Zobaczyłam jak ziemia się roztaje. Słońce powinno oświetlić dół, mimo to miałam wrażenie, że na świecie jest jeszcze ciemniej niż wcześniej. Z przepaści formują się schody. Stamtąd wychodzi brązowy lew, mniej więcej w moim wieku. Ma on czarno czerwoną, bujną grzywę i zielone oczy. Towarzyszy mu całe stado z rodu Podziemnych. Czyli jednak przyszli, pomyślałam.
- To jest Cellar. - Mruknęła przyjaciółka.
Lew spojrzał na mnie i przez chwilę wydawało mi się, że ma czarne oczy, całe. Mrugnęłam, znów zobaczyłam stanowczego samca, który kroczy po schodach. Miałam wrażenie, iż skądś go znam.
- Czyli? - Daisy znów zapomniała o moich brakach w tych wszystkich patronach.
- Bóg podziemia, surowców i patron Podziemnych - westchnęła.
No tak, teraz wszystko jest jasne.
Zobaczyłam jak Grit ustawiła się przed początkiem schodów i czeka na przybysza. Zdałam sobie sprawę, ja też powinnam tam być, jako przedstawiciel Łowców.
- Musze lecieć - rzuciłam do Daisy, a ona zrobiła śmiertelnie poważną minę, bo ciągle wiedziała o moich "niespodziewanych" mocach.
Popędziłam do Grit, która miała minę wręcz zadowoloną z siebie. Gdy stanęłam obok niej, Cellar wszedł na ostatni schodek i spojrzał na mnie. Lekko się ukłonił, a przedstawicielce Łez tylko skinął głową. Ponownie odwrócił wzrok w moim kierunku.
- Heaven, długo cię nie widziałem. - Przez ułamek sekundy wyczułam ból w jego głosie, następnie tylko stanowczość. - Nie wierzysz mi.
Nie odpowiedziałam.
- Zamknij oczy, a ujrzysz.
Przez myśl przeleciało mi, że to jakiś podstęp. Mimo to postanowiłam mu zaufać. Zamknęłam oczy, jak zwykle pojawiły się biało czarne linie, przedstawiające obrazy. Wszystko było normalne, tylko Cellar, to nie był już Cellar. Zmarszczyłam czoło, wyglądał jak te potwory z mojego snu. Te same, które mnie goniły, tyle, że on był większy, bardziej zniekształcony (prawie nie wyglądał ja lew) i straszniejszy. Miał ostrzejsze zęby, a poza tym miał cztery par oczu po każdej stronie.
Cofnęłam się i nadepnęłam komuś na łapę. Tym nieszczęśnikiem okazał się Cranny, jak się wcześniej okazało. Otworzyłam oczy, samiec się cofnął, malowało się w jego spojrzeniu przerażenie. Wiedziałam, że znów moje oczy zaczęły świecić jak słońce. Nauczyłam się to kontrolować, zamrugałam kilka razy i było chwilowo po sprawie.
- Wierzę - powiedziałam zdecydowanie.
Cellar najwyraźniej stwierdził, że nie kłamię. Czekał i patrzał, gdzieś za mną i Grit. Lwica mnie szturchnęła, dała znak, iż mam nas przedstawić.
- Jestem Vira, a to - wskazałam na Grit. - Grit, przedstawicielka Łez.
Uprzejmie skłoniłyśmy głowami, następnie znów się odezwałam, ale dopiero wtedy gdy dostałam kuksańca w żebra.
- Zapraszamy go Głębokiej - wskazałam na największą jaskinię. - Tam omówi... no, wszystko.
Najwyraźniej Grit mi darowała, bo nic nie poczułam. Posłałam jej nienawistne spojrzenie i ruszyłam za stadem Cellara. Razem wstąpiliśmy do jaskini, wszyscy podzielili się na trzy grupy. Ja, Grit i Cellar usiedliśmy na środku w koło, za nami siedziały oddzielone rasy lwów.
- Łowcy, Łzy i Podziemni - westchnął Cellar - Niesamowite, że znów jesteśmy w sojuszu.
Postanowiłam nie pytać. Wyszłabym przed Łowcami, jak i pozostałymi na niedokształconą. Tylko ja nie rozumiałam o co chodzi z tymi wszystkimi bogami, patronami i Heaven, którą prawdopodobnie jestem. Inni chyba go rozumieli.
- Miejmy nadzieję, że tym razem Heaven nie wybuchnie. - jęknął zły na mnie.
Coo? Niby kiedy Ja wybuchłam? Co się wtedy stało? Denerwowało mnie to poprzednie życie, według Lavendy powinnam niedługo odzyskać wspomnienia pani nieba. Nie wiem czy tego chcę, ale by to wiele wyjaśniło.
- Olbrzymi i Cienie nas śledzili - poinformował bóg podziemia.
- Właściwie to ilu mamy wrogów? - Zapytałam.
- Olbrzymi dysponują bardzo silnymi lwami, ale jest ich ledwie tuzin. Cienie są sprytne, stąd ich nazwa, ilość nie jest znana.
Resztę dnia spędziliśmy omawiając taktykę. Jutro będę musiała zjawić się wczesnym rankiem. Zarówno jak ja i Grit, nie ucieszyłyśmy się tą wiadomością. Do świtu zostało ledwie pięć godzin. Na koniec "zebrania" wróciłam do jaskini Lavendy. Tam znalazłam moją opiekunkę.
- Co się stało między Heaven, a Cellarem - wymknęło mi się.
Lavenda wypuściła powietrze.
- To było bardzo dawno, moja kochana. Są dwie legendy. Pierwsza głosi, że Cellar i Heaven byli w sobie zakochani. Jako bogowie, byli kompletnym przeciwieństwem siebie. Niebo i podziemie zaczęło się łączyć, panował chaos. Rerum się to nie spodobało, zesłał na nich rozłąkę. Odtąd nie mogą się złączyć, a ten, który spróbuje połączyć te dwa przeciwieństwa... Niech go bogowie mają w opiece.
- Kto to jest Rerum? - Zaciekawiłam się.
- Oh, to jest bóg wszystkich bogów. Jest niewidzialny, ale to nie znaczy, że słaby. Włada uczuciami bogów.
- A jaka jest druga legenda?
- W każdym razie jest krótsza. Cellar się zakochał w Heaven, ale bez wzajemności. Próbował się do niej dostać, tak powstały góry. Budował je aż po sam skraj chmur. Zezłościło to panią nieba, więc zaczęła tworzyć kosmos, coś co miałoby uniemożliwić nam, lwom, dotarcie wyżej, do królestwa Heaven. Zwabiła go jak najwyżej, po kres naszych możliwości, albo jeszcze dalej. Zepchnęła go, a tamten spadł.
- Chciałabym to zobaczyć. - Ziewnęłam.
- Miejmy nadzieję, że Cellar tego nie usłyszał.
- Taak.
Chwilę po tym zasnęłam. Jednak nie obyło się bez koszmarów.
czwartek, 23 stycznia 2014
niedziela, 12 stycznia 2014
Liebster Adward
Hej!
Zostałam nominowana do
Liebster Adward przez:
• Irma Ruszkowska KLIK
• Gabriela Szydłowska KLIK
Zasady
Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla blogerów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz 11 pytań.
Zadane mi pytania przez Irmę:
1.Ulubiona bajka z dzieciństwa?
- Król lew, Żółwie Ninja, Kopciuszek i Spider Man.
2.Ukochane zwierzęta?
- Zdecydowanie jestem zauroczona w owczarkach australijskich i podwórkowych kotach ;)
3.Jaki typ książek najbardziej lubisz?
- Fantasy, przygodowe (akcja)
4.Twoje największe marzenie?
- Zostać pisarzem, wydać książkę no i mieć szczęście w życiu.
5.Ulubiony kraj?
- Hiszpania i Grecja
6.Wymarzona praca?
- Pisarz, architekt
7.Co cię wzrusza?
- Zależy w jakim znaczeniu np. zakończenie filmu (obojętnie czy tragiczne czy szczęśliwe, zawsze płaczę, bo się skończył)
8.Wolisz wampiry czy zmiennokształtnych ze zmierzchu?
- Jestem anty fanem Zmierzchu, ale wolę wilkołaki
9.Najgorszy wypadek jaki ci się przydarzył?
- Skręcenie ręki i kleszcz w głowie, no i oczywiście zjedzenie Seven Days (chodzi o rzyganie prawie przez miesiąc, odtąd tego nie jem xD)
10.Ulubiona potrawa?
- Spaghetti
11.Czy jesteś singlem/singielką?
- Zbyt skomplikowane xDD
Zadane mi pytania przez Gabrielę:
1. Czemu postanowiłaś/łeś założyć bloga?
- Natchnęło mnie, poza tym spodobały mi się inne blogi z tym tematem.
2. W jakim wieku zaczęłaś/łś pisać?
- Zależy co. Ogólnie bloga to gdy miałam dziesięć lat (teraz mam 3naście)
3. Na urodziny chcesz dostać.
3. Na urodziny chcesz dostać.
- Tablet graficzny
4. Czytasz książki?
4. Czytasz książki?
- Oczywiście, jestem uzależniona jak niektórzy uzależnieni narkotykami *O*
5. Twój ulub. film.
5. Twój ulub. film.
- Mogłabym wymieniać i wymieniać np. Legion, Harry Potter, Percy Jackson, Jestem numerem cztery, Hobbit... ehh
6. Masz zwierzątko?
6. Masz zwierzątko?
- Tag. Mam psa i chomika. Miałam ponad dwadzieścia chomików xD dlatego, że po za wiedzą innych postanowiłam moje chomiki Alvina i Brytni (św pamięci obojgu) zostawić w jednej klatce; dwa razy w ciągu roku...
7. Twój ulub. przedmiot w szkole.
7. Twój ulub. przedmiot w szkole.
- Polski, plastyka, przerwa, niemiecki (to chwilowo)
8. Na imię chciałabyś/chciałbyś mieć...
8. Na imię chciałabyś/chciałbyś mieć...
- Lena, Maddie lub Frances...
9. Czy twoim mottem mogłoby być "Życie jest po to by się śmiać. Nie płacz" ?
9. Czy twoim mottem mogłoby być "Życie jest po to by się śmiać. Nie płacz" ?
- Oczywiście, że nie! Ludzie muszą płakać. Gdyby nie płakali, a się śmiali to nikt nie byłby poważny... Przez śmiech mogłoby być więcej przykrości niż normalnie...
10. Zaobserwujesz tego bloga?
10. Zaobserwujesz tego bloga?
- Twojego? Okej
11. Czytasz mojego bloga?
11. Czytasz mojego bloga?
- Czytałam kiedyś, zgubiłam ostatnio LINK teraz znów zaczynam.
Moje pytania:
1. Masz rodzeństwo?
2. Ulubiony rodzaj filmu?
3. Zmierzch, Dary Anioła czy Harry Potter?
4. Ulubiony kolor?
5. Owoc czy warzywo?
6. Ulub. kraj?
7. Jaki chciałabyś/chciałbyś mieć kolor włosów?
8. Ulubiona liczba/szczęśliwa?
9. Pies czy kot?
10. Jesteś na coś uczulony/a?
11. Co uważasz o żółtych Martensach?
Nominowani przeze mnie:
1. Szczerbatek
2. Karolina Love
3. Frank
4. Daktylk_A
5. Martinia03
6. -
7. -
8. -
9. -
10. -
11. -
sobota, 4 stycznia 2014
Drugi blog "Pantera imieniem Animis"
Chciałabym wam przedstawić drugi blog. Jest on o młodej panterzycy Animis. Więcej wam nie zdradzę, bo dowiedzieć się możecie o niej już z pierwszego rozdziału. Jeśli spodobała się wam opowieść o Virze, na pewno polubicie też Animis. Serdecznie zapraszam:
Ps. Spokojnie, opowieść o Virze nie jest zakończona ;)
piątek, 3 stycznia 2014
Rozdział 8 - Próba
Po zdradzeniu mojego snu, wszystkim chwilowo szczęka opadła. Zadawali pytania na, które nie umiałam odpowiedzieć. Jedno z nich przykuło moją uwagę:
- Dlaczego w takim razie Łzy chowają się w zaroślach i ryczą zbierając się na bitwę?
- Skąd taki pomysł? - mruknęłam zaskoczona. Do tajemniczej Loss miałam zaufanie jak nigdy do nikogo, nawet do Daisy.
- Sama zobacz. - Zaryczał Dark, przywódca Labiryntu Rzek. Wskazywał głową na najwyższy wzwyż w okolicy.
Wspięłam się na szczyt, przygarbiona. Wręcz wyglądało to jakbym się na coś czaiła. Ostrożnie spojrzałam w dół. Zebrało się tam około osiemnastu lwic, dziesięciu lwów i okołu tuzina lwiątek pilnowanych przez klika lwic. Duże stado - pomyślałam. - Na pewno większe niż nasze. Bezdźwięcznie pokazywali sobie różne znaki. Wiedzieli, że tu jesteśmy. Mieli przewagę liczebną, dwóch na jednego. Czekali na coś.
Nagle jedna lwica mnie zobaczyła. Zakryłam się trawą. Usłyszałam delikatny głos w myślach.
Spokojnie. To oni czekają na ciebie. Chcą porozmawiać.
Niechętnie wyprostowałam się. Wszyscy spojrzeli na mnie rozpromienieni i lekko zdziwieniem. Gotowało się we mnie. Zeskoczyłam ze skarpy, która wyglądała na zwykłe wzniesienie. Szłam na przód, ustępowali mi. Na przedzie stała wysoka żółta lwica o turkusowych oczach i czarnych uszach. Miała poważną twarz, wyglądała jakby chciała mnie udusić. Stanęłam obok niej. Wyprostowała się jeszcze bardziej, dając znać o swojej wyższości w randze. Kompletnie nie wiedziałam o co jej chodzi.
- Odważyłaś się tu przyjść? - Zapytała oschle i wyniośle, a wyglądała na początku na taką miłą...
Rozważałam dwa rozmyślenia: podrapać ją mocno i uciec przed stadem albo opowiedzieć tak samo nie podkulając ogona.
- Wiesz, wszyscy ustępowali mi na drodze. Nie miałam większych problemów z chodzeniem.
Z wzniesienia ktoś zachichotał. Stali tam Cranny i Daisy, ledwo widoczni w trawie.
- Ciesz się póki możesz Rivera, potem będzie już tylko strach. - Mruknęła.
Nie ustępowałam.
- Przed czym? Przecież się nie potknę! - zaskomlałam jak rozpieszczone lwiątko.
Tym razem połowa stada Łez zachichotała.
- Dosyć zabaw. Miałyśmy porozmawiać o czymś innym. - warknęła.
Teraz wiem. Ona nie wyglądała jakby chciała mnie udusić. Ona pragnęła nade wszystko pierw mnie udusić. Trochę odpuściłam, no... na chwilę.
- Wiesz - powiedziałam zmieniając ton - ty znasz moje imię, a ja twojego jeszcze nie.
Uniosła głowę.
- Mów mi Grit.
- Dobra, Grit. Słyszałam, że to stado błogosławiła sama bogini Loss?
- Dobrze słyszałaś, Rivero.
Nie znoszę tego imienia.
- Może powiesz mi kiedy to się stało?
Ona tylko spojrzała w niebo. Zbierało się na deszcz. Spochmurniała jak chmury. Przypomniało mi się, że stado nie ma jak się schować przed ulewą. Próbując polepszyć nasz relacje, przemówiłam za przywódcę Łowców - Dark'a:
- Może przeczekacie ulewę w Głębokiej?
Grit spojrzała na ledwo widoczną jaskinię.
- Dziękuję w imieniu mojego stada, ale duma nam nie pozwala. - Odpowiedziała.
Głośno zebrałam powietrze do płuc przez nos.
- Tak twierdzi twoje stado? Chcecie tego? - zwróciłam się do lwów
Wszyscy mieli ponure miny z wiadomości czekania na deszczu. Słysząc moje słowa, spojrzeli na mnie z przerażeniem. Nie wydali ani jednego dźwięku. Następnie jeden lew zaryczał popierając moje słowa. W jego ślad ostrożnie poszli inni.
Powoli zrozumiałam iż w tym stadzie, rządzi najgroźniejszy, nie rozsądniejszy.
- Chwila! Przede wszystkim powinniśmy poddać ją próbą Loss.
Przeszedł pomruk zgody.
Bez dania mi szansy odpowiedzi, wyrecytowała zagadkę:
- Czas minął.
- Zaraz czy to - zamyśliłam się - Po... Niebo! - jęknęłam zamykając oczy
- Zgadłaś.
- Dlaczego w takim razie Łzy chowają się w zaroślach i ryczą zbierając się na bitwę?
- Skąd taki pomysł? - mruknęłam zaskoczona. Do tajemniczej Loss miałam zaufanie jak nigdy do nikogo, nawet do Daisy.
- Sama zobacz. - Zaryczał Dark, przywódca Labiryntu Rzek. Wskazywał głową na najwyższy wzwyż w okolicy.
Wspięłam się na szczyt, przygarbiona. Wręcz wyglądało to jakbym się na coś czaiła. Ostrożnie spojrzałam w dół. Zebrało się tam około osiemnastu lwic, dziesięciu lwów i okołu tuzina lwiątek pilnowanych przez klika lwic. Duże stado - pomyślałam. - Na pewno większe niż nasze. Bezdźwięcznie pokazywali sobie różne znaki. Wiedzieli, że tu jesteśmy. Mieli przewagę liczebną, dwóch na jednego. Czekali na coś.
Nagle jedna lwica mnie zobaczyła. Zakryłam się trawą. Usłyszałam delikatny głos w myślach.
Spokojnie. To oni czekają na ciebie. Chcą porozmawiać.
Niechętnie wyprostowałam się. Wszyscy spojrzeli na mnie rozpromienieni i lekko zdziwieniem. Gotowało się we mnie. Zeskoczyłam ze skarpy, która wyglądała na zwykłe wzniesienie. Szłam na przód, ustępowali mi. Na przedzie stała wysoka żółta lwica o turkusowych oczach i czarnych uszach. Miała poważną twarz, wyglądała jakby chciała mnie udusić. Stanęłam obok niej. Wyprostowała się jeszcze bardziej, dając znać o swojej wyższości w randze. Kompletnie nie wiedziałam o co jej chodzi.
- Odważyłaś się tu przyjść? - Zapytała oschle i wyniośle, a wyglądała na początku na taką miłą...
Rozważałam dwa rozmyślenia: podrapać ją mocno i uciec przed stadem albo opowiedzieć tak samo nie podkulając ogona.
- Wiesz, wszyscy ustępowali mi na drodze. Nie miałam większych problemów z chodzeniem.
Z wzniesienia ktoś zachichotał. Stali tam Cranny i Daisy, ledwo widoczni w trawie.
- Ciesz się póki możesz Rivera, potem będzie już tylko strach. - Mruknęła.
Nie ustępowałam.
- Przed czym? Przecież się nie potknę! - zaskomlałam jak rozpieszczone lwiątko.
Tym razem połowa stada Łez zachichotała.
- Dosyć zabaw. Miałyśmy porozmawiać o czymś innym. - warknęła.
Teraz wiem. Ona nie wyglądała jakby chciała mnie udusić. Ona pragnęła nade wszystko pierw mnie udusić. Trochę odpuściłam, no... na chwilę.
- Wiesz - powiedziałam zmieniając ton - ty znasz moje imię, a ja twojego jeszcze nie.
Uniosła głowę.
- Mów mi Grit.
- Dobra, Grit. Słyszałam, że to stado błogosławiła sama bogini Loss?
- Dobrze słyszałaś, Rivero.
Nie znoszę tego imienia.
- Może powiesz mi kiedy to się stało?
Ona tylko spojrzała w niebo. Zbierało się na deszcz. Spochmurniała jak chmury. Przypomniało mi się, że stado nie ma jak się schować przed ulewą. Próbując polepszyć nasz relacje, przemówiłam za przywódcę Łowców - Dark'a:
- Może przeczekacie ulewę w Głębokiej?
Grit spojrzała na ledwo widoczną jaskinię.
- Dziękuję w imieniu mojego stada, ale duma nam nie pozwala. - Odpowiedziała.
Głośno zebrałam powietrze do płuc przez nos.
- Tak twierdzi twoje stado? Chcecie tego? - zwróciłam się do lwów
Wszyscy mieli ponure miny z wiadomości czekania na deszczu. Słysząc moje słowa, spojrzeli na mnie z przerażeniem. Nie wydali ani jednego dźwięku. Następnie jeden lew zaryczał popierając moje słowa. W jego ślad ostrożnie poszli inni.
Powoli zrozumiałam iż w tym stadzie, rządzi najgroźniejszy, nie rozsądniejszy.
- Chwila! Przede wszystkim powinniśmy poddać ją próbą Loss.
Przeszedł pomruk zgody.
Bez dania mi szansy odpowiedzi, wyrecytowała zagadkę:
Ucieka na nim Uskrzydlony,Zaczęłam porównywać słowa w myślach. Uskrzydlony... leci... to było proste, ptak ma skrzydła i lata. Nie może się obronić. Jeśli go ktoś goni, musi się bronić. Jak mu się nie uda lub nie ma szans, to ucieka. Ucieka przed czymś większym i silniejszym, przed Poszukiwaczem. Chce go odgonić, lata w powietrzu.
leci, bo jest nieobroniony.
Próbuje się obronić,
i Poszukiwacza odgonić.
- Czas minął.
- Zaraz czy to - zamyśliłam się - Po... Niebo! - jęknęłam zamykając oczy
- Zgadłaś.
Subskrybuj:
Posty (Atom)