piątek, 30 sierpnia 2013

Rozdział 2 - Burza piaskowa


Pół roku później.
Dzień zaczynał się jak w dniu mojego urodzenia. Tyle, że szczęśliwa nowina była już wczoraj. Mianowicie pozwolono mnie i Luce wyjść bez kontroli rodziców. Och, jaka ja byłam szczęśliwa! Wcześniej wychodziłam tylko z opiekunem. Rodzice twierdzili, że księżniczka nie powinna się narażać. Jednak, to był ten dzień!
Wychodząc ze jaskini przypomniałam sobie o czymś. Zawróciłam i obudziłam siostrę.
- Już wstaje - mruknęła.
- No choć!
Pociągnęłam za jej ucho. Zaspana, wstała i ruszyłyśmy do wodopoju. Zatrzymałam się.
- O co chodzi? - niezrozumiała
Wskazałam na źródełko. Teraz to obie się wystraszyłyśmy. Źródło, a raczej jego pozostałości zostały zakopane.
Natychmiast ruszyłyśmy poinformować rodziców. Jak widać było, spali. Lucka ciągnęła za ucho tatę, a ja szturchałam za łapę.
- Tato! Nie ma wody! - piszczałam
Gdy się wreszcie obudził, postanowił podejść i zobaczyć. Wielkie było jego zdziwienie. Odszedł do jaskini i począł budzić lwy.
Spróbowałyśmy dokopać się do wody. Niestety to też nie pomagało. Powoli zasychało mi w gardle. Siostra zmęczona, siadła i powiedziała:
- Nie warto dalej kopać tam nic nie... - urwała.
Do dziury napłynęło trochę wody. Natychmiast wyszłam z kałuży i zaczęłam pić. Dużo tego nie było. Obie wysuszyłyśmy je ponownie.
Podeszłyśmy do baobabu - jedynego w tym miejscu. Ona schowała się w cieniu, a ja wdrapałam na szczyt. Leżałam tak chyba z godzinę, aż ujrzałam pędzącą do nas lwicę. Altura wyhamowała  w piasku. Zdyszana powiedziała:
- Zbieramy się przy skale, wasz tata coś ogłosi.
Wymieniłyśmy siostrzane spojrzenia i zdecydowałyśmy, że lepiej się nie pytać. W końcu dowiemy się co to wszystko ma znaczyć.
Miałam rację. Wokoło skały zgromadzili się wszyscy ze stada; lwice, lwy i lwiątka. Tatko stał na skale by wszyscy go widzieli i słyszeli. Zachrypniętym głosem zaryczał:
- Nadszedł ten czas. Czas zmienić dom.
Lwy zmarkotniały. Natychmiast zaczęli się wszyscy zbierać, tak by lwiątka były w środku stada. Lwice na około, a lwy patrolując jakiś kawałek dalej. Wepchnięta w sam środek, nie protestowałam. Ruszyliśmy. Na początku wędrówka, przez sam środek pustyni, nie była ni ciekawa ni nudna. Po godzinie maszerowania, jedna z lwic krzyknęła i ruszyła do przodu.
- Tam! Płynie rzeka! Chodźcie! Szybciej! - poganiała.
Dziwne to było. W oddali nic nie było! Tylko piaskowa pustynia (tak powiedziała Lucka). Lwica cofnęła się i zaczęła popychać jedno z lwiątek, by szło szybciej. Następnie mama dogoniła ją i tłumaczyła:
- Tam nic nie ma, to jest fatamorgana - mówiła.
- Zobaczcie! Tam! Nie tak daleko! - trzymała swoje.
Po kilku minutach zrozumiała i cofnęła się do stada. Chyba było jej wstyd, bo stanęła przy samym końcu. Po chwili odezwała się znowu:
- Burza piaskowa za nami!
Nie zareagowałam na to. Uznałam, że to znów fatamorgana. Kolejna lwica odwróciła głowę.
- Zbliża się, jest blisko!
Dopiero potem postanowiono sprawdzić.
Do nas pędziła ciemna chmura pyłu. Szybko znaleźliśmy się w samym środku. Piasek nie przyjemnie uderzał o każde miejsce. Bolało to, tak jak by tysiące małych szpilek przebijało się przez futro i docierało do skóry. Rozproszone stado rozdzielało się na coraz mniejsze części. W oddali słychać było ryki lwic. Z zamkniętymi oczami pędziłam w nieznane. Od czasu do czasu otwierałam je z nadzieją, że zobaczę rodzinę, lub chociaż schronienie.
Nagle straciłam równowagę. Runęłam w jedną z dziur, mój krzyk zgłuszył piasek który natychmiast napełnił się w mojej buzi. Na plecach jechałam do podziemnej jaskini lub czegoś innego. Przynajmniej tam było mniej piasku.

Rozdział 1 - Narodziny w Piaszczystej Dolinie

 

 Wschodzące słońce zaczynało wspinaczkę po niebie. Lwy, jeszcze zaspane wychodziły z jaskiń by się wylizać i napoić w pobliskim strumyku, który niemal co wysechł. Tak wyglądał każdy ranek w Piaszczystej Dolinie. W krainie leżącej na pustyni. Przywódca stada, Ray i jego żona Altura mieli dziś coś ogłosić. Do najwyższej skały na której często leżeli, zebrali się wszyscy ze stada. Nie było innych zwierząt, no bo kto by zachodził w tak odległe miejsce?
Na skałę weszła jasna, miodowa lwica o oczach koloru nieba, była to Altura. Zaraz obok pojawił się Ray - kremowy lew o brązowej grzywie. Obaj trzymali w pysku dwa małe lwiątka. Jedno niesione przez Altu miało ciemną barwę futerka, oczy po matce i kasztanową kitę. Drugie o kolorze sierści taty, szafirowych oczach i ogonie takim jak miała siostra, to byłam ja.
Altura położyła lwiątko i powiedziała:
- Dziś zobaczyliście przyszłych władców Piaszczystej Doliny! - ogłosiła. - Poznajcie lwicę Luckę i...
- ...i lwicę Riverę! - dokończył tatko który wcześniej zrobił to samo.
Lwy zaczęły wiwatować i cieszyć się z informacji. Gdy szczęśliwi rodzice zeszli ze skały inni chwalili i mówili coś o mnie i siostrze, typu "Jakie śliczne lwiątka", "Lucka ma oczy po matce" oraz "Rivera córeczka tatusia". To wszystko było prawdą. Wyglądałam jak tata, tyle, że ja nie miałam grzywy.
Tego dnia wszyscy się bawili, oprócz pewnej lwicy... Evil. Nienawidziła ona Altury. Kiedyś w wczesnej młodości szczerze się nie lubiły. Ostatnio Altu powiedziała iż wybacza jej wszystko, a ona wiedziała, że lepiej nie mieć za wrogów, żony władcy Piaszczystej Doliny. Ze sztucznym uśmiechem przytuliła ją i przeprosiła. Najgorsze, moja mama w to uwierzyła.
Krążąc wokoło strumyka powoli zaczęła się oddalać, po jakimś czasie znikła z pola widzenia.
Nikt nie przejął się zbytnio jej odejściem. Tak naprawdę to nikt jej nie lubił.
Po zabawie, tata poszedł patrolować teren wraz z innymi, a niektóre lwice zebrały się wokoło mnie, siostry i mamy w jaskini.
- A tak naprawdę to która odziedziczy tron? - zapytała jedna z lwic
- Trudno powiedzieć, ale wydaje mi się iż to będzie Vira. - zamyśliła się - Pierwsza wyszła na świat
Więcej już nie słuchałam. Rozłożyłam się w objęciach matki i zasnęłam.