sobota, 28 grudnia 2013

Rozdział 7 - Patron Cieni

Miałam zamknięte oczy. Widziałam wszystko po przez czarno białe linie formujące się w lwy i lwice. Nic nie zrozumiałam. Wszyscy cofali się o krok i wstrzymywali oddech, zapominając o oddychaniu. Powoli zaczęłam czuć moje łapy. Próbowałam wstać. Na drżących łapach ledwo co mi się to udało. Znów straciłam kontrolę. Jedyny lew, który nie bał się podbiec do mnie to Cranny. Złapał mnie przed upadkiem. Nie byłam w tej chwili zła na niego.
- Dzięki - mruknęłam, co zabrzmiało raczej "sieki".
Uśmiechnął się w odpowiedzi i pomógł dojść do jaskini Lavendy, której teraz chyba nie było.
- Dalej dam sobie radę. - Poinformowałam.
- Na pewno?
- Tak.
Całkiem było miłe to, że choć jeden lew się przejął. Przypomniało mi się.
- Słuchaj, co się stało?
Cranny burknął. Nie chciał opowiadać. Lecz wiedział, że musi.
- Po tym polowaniu, jak straciłaś przytomność, Daisy i Sonny zaniosły cię do Głębokiej. Tam próbowali wszystkiego byś się obudziła. - Przyglądając mu się zauważyłam iż rozjaśniało mu futro i to mocno. - Miałem iść po jakieś lekarstwo, gdy wróciłem świeciłaś jak gwiazda. Byłaś biała, a obok ciebie stał Legend, bóg niespodzianek i patron Cieni. Mówił, że nie długo ktoś wywoła wojnę. Że ty jesteś Heaven pod postacią lwicy. Będziesz walczyć po naszej stronie i...
- I co?
Wymamrotał coś nie dokładnie. Ponagliłam go łapą.
- Prawdopodobnie zginiesz - powiedział szybko i kontynuował: - Mamy dwa dni na poszukanie swoich sprzymierzeńców, a nie wiemy czy możemy zaufać innym plemionom.
W tej chwili przebiegła obok nas zrozpaczona grupka lwiątek. Podbiegłam do nich i spytałam:
- Co się stało?
Nie odpowiedziały tylko wylały nową zawartość łez. Spojrzałam na Głęboką. Coś było nie tak. Wyruszyłam w jej kierunku. Zebrali się tam prawie wszyscy mieszkańcy. Rozmawiali o lwach podróżujących z błogosławieństwem Loss. Loss? Znaczy, że lwica z mojego snu nam pomoże! Pudło. Rozprawiali jak ich pokonać by nie dotarli na tereny Labiryntu Rzek. Musiałam coś zrobić. Wbiegłam na środek krzycząc "Stop!". Wszyscy zwrócili uwagę na mnie. Korzystając z tego powiedziałam:
- Loss jest po naszej stronie, tak samo jak i Łzy, plemiono, którego jest patronką.
Przywódca spojrzał się na mnie marszcząc czoło. Zdecydowałam iż opowiem mój sen.

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Rozdział 6 - Polowanie




Rok później...
Czas mijał, a ja nie zdradziłam mojego snu nikomu. Czasem budziłam się w nocy z wrzaskiem, ciągle miałam to przed oczami. Musiałam teraz się uspokoić. Zaraz przyjdzie po mnie Daisy i razem wyruszymy na lekcje. Będziemy uczyć się polować wraz z Sonny i Milką, nauczycielką jest bordowa lwica, której nie lubię z wzajemnością.
- Co tam? - rozległ się głos Daisy za mną. Stała w przejściu jaskini - Musisz koniecznie zobaczyć co zrobiła Milka z drzewem przy Głębokiej. Wszystkie liany pod...
Ucichła.
- No co się stało z lianami? - zapytałam. Trochę mnie zdziwiła tą przerwą, zwykle gada i nie pozwala sobie nikomu przerywać.
Spojrzałam się na nią. O co jej chodziło? Stała z otwartą buzią i przestraszonym wyrazem twarzy. Cofnęła się o krok. Obróciłam się do tyłu, nic tam nie było. Dopiero gdy minęły sekundy, zorientowałam się, że chodzi jej o mnie. W każdej jaskini było małe źródełko wody, w odbiciu zobaczyłam jak moje oczy tryskają małymi piorunami, które wyglądały jakby chciały uciec. Nie miałam źrenic, ani tęczówek. Po prostu całe białe.
Usłyszałam, że Daisy wybiega z jaskini. O nie! Tylko nie to, pomyślałam. Zaraz to wszystkim powie i będę miała okropne kłopoty...
Skierowałam się w jej kierunku i zaczęłam ją gonić. W odbiciach rzeki widziałam, że mam już normalne oczy.
- Zo-zostaw mnie! - Krzyknęła.
Doganiałam ją. Pierwszy raz, byłam szybsza od niej. Czułam, iż mogę wszystko...
Gdy nagle, wbiegł w nas najgorszy lew w całym stadzie.
Wpadliśmy wszyscy w wodę, to była już tradycja.
- Czego chcesz?! - Wrzasnęłam. Byłam zła na wszystkich.
Cranny przyjrzał mi się.
- Kazano mi was znaleźć. Nauczycielka zaczyna polowanie.
- O nie! - Pisnęła Daisy
- Proszę. - Wymieniłam spojrzenie z przyjaciółką. Nic nie odpowiedziała tylko kiwnęła głową i odeszła.
Gdy już jej nie było, zaczęłam wychodzić w wody otrzepując się.
- O co chodziło? - Zapytał Cranny.
- Obchodzi cię to?
Wskoczyłam w zarośla, znikając mu z oczu.
- Szkoda, że taki byłem - mruknął gdy odeszłam.

***


Usiadłam na kamieniu patrząc na skale na lwice i nauczycielkę, która tłumaczyła technikę. Szczerze? Zrozumiałam nie wiele, rozmyślałam nad tym czy będę mogła nie długo wyruszyć w poszukiwanie rodziny. Tęskniłam. Bolało mnie to iż tak słabo ich pamiętałam. Otarłam łapą jedną z łez, która jednak się wymsknęła i spłynęła na trawę. W oddali pasły się antylopy.
- ...No to co? Ma być tak jak mówię Sonny. Na czym stanęłam? Aha. Daisy zaskakuje z przodu, a Milka goni. No to sobie wyjaśniłyśmy - stwierdziła nauczycielka.
A co ja robię?
Zeskoczyłam i pełna złości stanęłam za koleżankami.
- Rivera, na swoje miejsce! - Ryknęła
Stałam dęba. Po chwili czując jej wzrok zmieniłam miejsce kierując się w gąszcza. Skoro Daisy będzie czekać w miejscu gdzie Milka je zagoni, zostaje mi chyba pilnowanie czy nie ucieknie antylopa podczas polowania. No cóż, prawdopodobnie.
Schowałam się w zaroślach i zobaczyłam jak Milka, Daisy i Sonny biegają po łące. Każda miała jakiś cel. Jednak one przesuwały się coraz dalej ode mnie, aż oddaliły o jakąś milę.
Mogłam słuchać - pomyślałam.
Nagle wpadło mi w myśl. Kto łapie? Zawarczałam ze złości i najszybciej jak umiałam pobiegłam by pomóc. Trawa była wysoka. Nic nie widziałam. Instynkt łowcy podpowiadał mi gdzie jest antylopa. Rośliny boleśnie ocierały się o mnie. A to co? Biegłam prosto na Sonny, która zdrętwiała na widok rozpędzonej Viry...
Zamknęłam oczy. Przez powieki widziałam białe rysy na czarnym tle. Serce głośno pukało. Rysy układały się w wygląd Sonny. Wszystko było czarno białe. Nie mogłam zahamować, czułam, że to skończy się źle. Otworzyłam w tym samym momencie oczy gdy przeskoczyłam Sonny. Wielka to była ulga. Rozpędzona, widząc antylopę nie zwolniłam. Wczepiłam kły w jej nogę. Adrenalina zgasła.
Upadłam na ziemię, ostatnie co złapałam rozbieganym wzrokiem była wystraszona, a za razem zdziwiona Daisy. Dobiegały do mnie zniekształcone głosy.

Najgorsze, że byłam wszystkiego świadoma lecz nie mogłam nic zrobić.