Miałam zamknięte oczy. Widziałam wszystko po przez czarno białe linie formujące się w lwy i lwice. Nic nie zrozumiałam. Wszyscy cofali się o krok i wstrzymywali oddech, zapominając o oddychaniu. Powoli zaczęłam czuć moje łapy. Próbowałam wstać. Na drżących łapach ledwo co mi się to udało. Znów straciłam kontrolę. Jedyny lew, który nie bał się podbiec do mnie to Cranny. Złapał mnie przed upadkiem. Nie byłam w tej chwili zła na niego.
- Dzięki - mruknęłam, co zabrzmiało raczej "sieki".
Uśmiechnął się w odpowiedzi i pomógł dojść do jaskini Lavendy, której teraz chyba nie było.
- Dalej dam sobie radę. - Poinformowałam.
- Na pewno?
- Tak.
Całkiem było miłe to, że choć jeden lew się przejął. Przypomniało mi się.
- Słuchaj, co się stało?
Cranny burknął. Nie chciał opowiadać. Lecz wiedział, że musi.
- Po tym polowaniu, jak straciłaś przytomność, Daisy i Sonny zaniosły cię do Głębokiej. Tam próbowali wszystkiego byś się obudziła. - Przyglądając mu się zauważyłam iż rozjaśniało mu futro i to mocno. - Miałem iść po jakieś lekarstwo, gdy wróciłem świeciłaś jak gwiazda. Byłaś biała, a obok ciebie stał Legend, bóg niespodzianek i patron Cieni. Mówił, że nie długo ktoś wywoła wojnę. Że ty jesteś Heaven pod postacią lwicy. Będziesz walczyć po naszej stronie i...
- I co?
Wymamrotał coś nie dokładnie. Ponagliłam go łapą.
- Prawdopodobnie zginiesz - powiedział szybko i kontynuował: - Mamy dwa dni na poszukanie swoich sprzymierzeńców, a nie wiemy czy możemy zaufać innym plemionom.
W tej chwili przebiegła obok nas zrozpaczona grupka lwiątek. Podbiegłam do nich i spytałam:
- Co się stało?
Nie odpowiedziały tylko wylały nową zawartość łez. Spojrzałam na Głęboką. Coś było nie tak. Wyruszyłam w jej kierunku. Zebrali się tam prawie wszyscy mieszkańcy. Rozmawiali o lwach podróżujących z błogosławieństwem Loss. Loss? Znaczy, że lwica z mojego snu nam pomoże! Pudło. Rozprawiali jak ich pokonać by nie dotarli na tereny Labiryntu Rzek. Musiałam coś zrobić. Wbiegłam na środek krzycząc "Stop!". Wszyscy zwrócili uwagę na mnie. Korzystając z tego powiedziałam:
- Loss jest po naszej stronie, tak samo jak i Łzy, plemiono, którego jest patronką.
Przywódca spojrzał się na mnie marszcząc czoło. Zdecydowałam iż opowiem mój sen.
Cudny rozdział, nie mogę się doczekać dalszego ciągu.
OdpowiedzUsuńStrasznie mi się spodobał twój blog jak i rozdział :)
OdpowiedzUsuńObserwuję :)
http://ksiaze-mosso.blogspot.com/
Cudny rozdział. Dobrze, że ten lew jej pomógł, nie wielu jets takich :) Oby Vira szybko opowiedziała sen przywódca i ciekawa jestem kim jest ta lwica która ma im pomóc.
OdpowiedzUsuńZapraszma do mnie, na nowego bloga, jest post:
http://medalion-krwistej-wladczyni.blogspot.com/
Cudowny rozdział! Jeden z tych najciekawszych :-)
OdpowiedzUsuń(Nie to, że posty są nudne!)
Obserwuję
świetny rozdział.
OdpowiedzUsuń